Anna Nasiłowska
Sartre et Beauvoir Jean-Paul Sartre i Simone de Beauvoir

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006.

Omówienie:

Jean- Paul Sartre i Simone de Beauvoir, seria: Pary, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 304, 28 ilustracji we wkładkach, ISBN 83-0803807-7.

Kim byli?

<fragmenty wstępu>

Nigdy nie byli małżeństwem. Nigdy nawet nie mieszkali razem. Nigdy nie przysięgali sobie wierności i, co więcej, oboje w trakcie trwania ich związku przeżyli wiele dramatycznych historii miłosnych z innymi partnerami.

Ich nazwiska wymawia się razem: Sartre i de Beauvoir, de Beauvoir i Sarte. Nazwiska, nie imiona: Jean - Paul i Simone, bo byli filozofami, ludźmi pióra. Tworzyli wyjątkową parę równych sobie partnerów intelektualnych, ale łączyły ich nie tylko dyskusje i problemy. Byli przekonani, że w dziedzinie związków międzyludzkich są pionierami i że to, co ich łączy jest wyjątkowe, autentyczne i nie ma swojej nazwy, bo wszystkie dotychczasowe nazwy były odzwierciedleniem społecznych układów. Nawet określenie „wolna miłość” nie bardzo do nich pasuje. W najlepszym razie wolna miłość to niesformalizowany związek, który trwa póki odpowiada to obu stronom, a kończy się, gdy któreś z partnerów mocniej zaangażuje się w z kimś innym. Oni jako para przetrwali i to. Rozdzieliła ich dopiero śmierć.

Wśród słynnych par kochanków Tristan i Izolda dają początek wielkiemu mitowi miłości w literaturze francuskiej. Simone de Beauvoir była zafascynowana tą opowieścią. Zawsze podkreślała burzycielski charakter tej miłości. Izolda, aby kochać Tristana, musi sprzeniewierzyć się królowi Markowi, z którym łączy ją prawo, obowiązek i porządek władzy. Tristan, aby być z Izoldą, musi złamać feudalny kodeks wierności wobec swego pana, sprzeciwić się rozkazom i podeptać zakaz cudzołóstwa. Miłość nie mieści się w świecie ustalonych reguł społecznych, które zazwyczaj nie biorą pod uwagę jej istnienia. Jest zawsze wywrotowa.

Związek Simone de Beauvoir i Jean-Paula Sartre’a też był burzycielski i anarchiczny. Nie był jednak współczesnym wcieleniem mitu o Tristanie i Izoldzie. Postępowanie dawnych kochanków usprawiedliwia wypicie przez nich napoju miłosnego. Od tej pory nie mogli już świadomie kierować swoim postępowaniem, byli we władzy zaklęcia. Piękna baśń z przeszłości to historia miłości nieszczęśliwej, wielkiej i jedynej. Dwoje przeznaczonych sobie ludzi szuka się przez całe życie, a okrutny los ich rozdziela.

Sartre z całą pewnością nie był Tristanem. Bliżej mu do Don Juana. Niezdolny skoncentrować się na jednej kobiecie, namiętnie uwodził, zwłaszcza młode dziewczęta. Pociągała go ich rozmaitość: blondynki, brunetki, rude, Francuzki, Słowianki, egzotyczne piękności. Szerokością podbojów kompensował fizyczną brzydotę. Był niski, z widocznym zezem, ale jego inteligencja, pewność siebie i cynizm robiły wrażenie na kobietach. Simone de Beauvoir była dość wysoka, harmonijnie zbudowana, o klasycznych, regularnych rysach. Satre był jej pierwszym mężczyzną, partnerem życiowym, ale nie jedynym. Przyjaźniła się z wieloma kobietami i nie stroniła od mężczyzn, a niektórych z nich nawet bardzo kochała. Sartre był jednak najważniejszy.

Oboje nie wierzyli w to, co jest podstawą mitu o Tristanie i Izoldzie: w los i przeznaczenie. Filozofia egzystencjalna, według formuły Sartre’a, mówi, że egzystencja poprzedza esencję. Najpierw się jest, żyje się w określonej sytuacji, dopiero potem nadaje się temu faktowi znaczenia. Nie istnieje nic takiego, danego z góry, co dałoby się określić jako „przeznaczenie”. Żaden „los” nie każe mężczyźnie i kobiecie być razem, a magiczne napoje zdarzają się tylko w bajkach. Ludzie są wolni ale nie potrafią poradzić sobie z tym faktem. Nie umiejąc ze swej wolności uczynić dobrego użytku, powołują się na tajemnicze wyższe konieczności, które mają zdjąć z nich poczucie odpowiedzialności. Szukają poza sobą usprawiedliwień dla własnych wyborów, albo zachowują się stereotypowo, padając ofiarą społecznych konwencji. A oni chcieli być wolni. Niczego nie pragnęli tak bardzo jak wolności. Sama myśl, że można posiadać kogoś drugiego, traktować go jak swoją własność, była im wstrętna. Czyż poczucie własności wobec drugiej osoby nie jest sprzeczne z godnością człowieka?

Jest takie powiedzenie: nie można jednocześnie zjeść ciastka i go dalej mieć. Im jednak się udało to, co przeważnie wydaje się nie do pogodzenia. Byli wolni przez całe życie: wciąż w poszukiwaniu nowych przygód miłosnych, otwarci na to, co może się zdarzyć. A jednocześnie – nigdy nie byli samotni, pozostawali w razem, byli dla siebie partnerami. Swój związek określili jako „miłość konieczną”. Wszystkie inne miłości nazywali przygodnymi. Przyznawali im rolę drugorzędną. Nie wzięli pod uwagę jednego: że ich wolność wchodzić będzie w kolizję z uczuciami innych osób. Krzywdzili więc wszystkich, którzy ich pokochali w sposób zbyt prosty, bez zastrzeżeń. W życiu wielu kobiet i mężczyzn odegrali złowrogą, destrukcyjną rolę.

indeks książek